Mam za sobą wizyty na największych i najważniejszych polskich festiwalach muzycznych. Wśród festiwalowiczów na pewno nie należę do początkujących.
W tym roku, dla poszerzenia horyzontów postanowiłem odwiedzić ten, znajdujący się zaledwie kilkanaście kilometrów od naszej granicy, w czeskiej Ostrawie. Odbywający się w uroczym i przerażającym jednocześnie kompleksie huty Dolni Vitkovice przyciągnął moją uwagę sprawą bardzo ważną co i praktyczną. Mianowicie, relacją jakości festiwalowego line-upu do ceny festiwalowy karnet. Ta okazała się niezwykle korzystna.
Bjork, Caribou, Clark, Kasabian, St. Vincent, Jose Gonzales, HVOB, Avshai Cohen, Owen Pallett, Clean Bandit, czy Rodrigo i Gabriela - to tylko ci najwięksi z bogatego tegorocznego programu. W dodatku, to wszystko w cenie połowy karnetu największego polskiego festiwau - Open'era. Od odniesień do gdyńskiego festiwalu mówiąc o Ostrawie nie da się uciec. Colours oferuje bowiem szalenie eklektyczny program wykonawców, zawierający zarówno tych ze sceny głęboko alternatywnej jak, młodych zdolnych nowej muzyki i największych bohaterów ambitnego mainstreamu.
Wybrałem więc Ostrawę i po powrocie mogę otwarcie powiedzieć - nie pożałowałem. Na każdym, większym czy mniejszym festiwalu zdarzają się wpadki, te organizacyjne czy losowe. Jednak - przez cztery festiwalowe dni w Ostrawie, jakimś zrządzeniem losu - a może właśnie umiejętne nad nim panowanie - nie byłem świadkiem choćby najmniejszego nieporozumienia. Sprawna obsługa, perfekcyjnie zorganizowane koncerty, umiejętne zarządzanie terenem festiwalu i kilkudziesięcioma tysiącami festiwalowiczów. Organizacyjnie, festiwal został poprowadzony bezbłędnie, a jest to ogromne trudne do zrobienia i rzadko spotykane.
Właśnie ten organizacyjny porządek wprowadzał wśród gości Colours, zarówno artystów, jak i festiwalowiczów - niewymuszony i świadomy luz. W takiej atmosferze znacznie łatwiej o miłe wspomnienia i rzeczy nietuzinkowe. Między innymi takie, jakimi były koncerty na Colours of Ostrava. Festiwal miał ogromne szczęście gościć swoch headlinerów w szczytowej dla nich formie. Choć na należę do festiwalowych maratończyków, zobaczyłem w Ostrawie 30 koncertów. Nie jest to zapewne dla niektórych zawrotna liczba. Mogę jednak powiedzieć, że każdy z nich był trafionymi w wydarzeniem, spektaklem wartym zobaczenia. Nie chcę rozpisywać się o każdym z nich, muszę jednak wspomnieć o Kasabian. W mojej ocenie, po koncercie w Ostrawie i całą trasą po albumie "48:13" udowodnili, że weszli do grona największych w koncertowej sztuce. Ten zespół, w takiej formie w jakiej zagrał na Colours udowodnił, że ma mocne argumenty za tym, aby mówiąc o nich używać słów "legendarny", "kultowy" a przede wszystkim - perfekcjonistów występów na żywo.
Dla mnie Colours of Ostrava 2015 był właśnie spektaklem Kasabian, dziesiątkami bardzo udanych koncertów, rozmowami z niezwykle serdecznymi ludzi i robiącym wrażenie widokiem z kopalnianego szybu.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?