Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uwaga! TVN w Bydgoszczy. Ojciec Ani postawił się dilerom. Teraz rodzina ma kłopoty

Uwaga TVN/x-news
Uwaga! TVN w Bydgoszczy. Ojciec Ani postawił się dilerom. Teraz rodzina ma kłopoty


Flesz - Koniec L4 wchodzą teraz e-zwolnienia.
Uwaga! TVN w Bydgoszczy. Ojciec Ani postawił się dilerom. Teraz rodzina ma kłopoty Flesz - Koniec L4 wchodzą teraz e-zwolnienia. Uwaga! TVN
Groźby, demolowanie posesji, wreszcie koktajl Mołotowa, który spalił stojący pod domem samochód – taki rodzaj zemsty, spotkał ojca trzynastoletniej Ani, która wpadła w towarzystwo osiedlowych dilerów.

W połowie listopada pana Andrzeja obudził hałas. Jego samochód płonął. - Moim zdaniem od koktajlu Mołotowa, bo najpierw zrobiła się kula i był rozbłysk, a po pięciu minutach poszedł dym – mówi Andrzej Mikrut.

Mężczyzna zdarzenie łączy z problemami związanymi z ich nastoletnią córką oraz środowiskiem osiedlowych dilerów, w jakim znalazła się Ania. Już trzy miesiące wcześniej, rodzice zauważyli nagłą zmianę w zachowaniu dziewczynki.

- Nie miała szacunku do starszych. Bez pozwolenia wychodziła z domu. Opuściła się w nauce – wskazują rodzice. - Mówiła, że ciągle się czepiamy, że nie tolerujemy jej znajomych. Odpowiadaliśmy, że to nie jest towarzystwo dla niej, niektórzy mieli po 20 lat. Ona odpowiedziała, że traktuje ich jak rodzinę – mówi Beata Opalińska, matka nastolatki.

Ania spotykała się, z o wiele starszymi od siebie kolegami. Nastolatkowie spędzali popołudnia na placu zabaw, gdzie pili piwo, palili marihuanę i brali dopalacze. - Znaleźliśmy u niej zapalniczki. Coś podobnego do tytoniu, rozkruszone jakieś środki, ona tłumaczyła, że to od cukierków, drażetek. Potem się okazało, że rozkruszała różnego rodzaju tabletki – mówi Beata Opalińska.

Ania, w stanie silnego zaburzenia emocji, trafiła pod obserwację lekarzy. Tymczasem ojciec dziewczyny, postanowił przeprowadzić śledztwo i sam podjąć walkę z osiedlowymi dilerami. Zaczął korespondować nimi, jako Ania.

- Wziąłem telefon i zacząłem sms-ować z ludźmi z jej otoczenia. Jedna z osób umówiła się ze mną na godz. 18. Udałem się na ten plac zabaw. Stała grupka, podszedłem i mówię:, „Choć zajaramy”. Od jednego z nich usłyszałem, że się ze mną nie umówił, tylko z moją córką. Złapałem go za kurtkę, od środka wyczułem butelkę. Powiedziałem, że to koniec spotykania się z córką, że na coś takiego nie pozwolę – mówi Andrzej Mikrut.

Od czasu interwencji ojca, rodzina wpadła w poważne kłopoty. Następnego dnia pan Andrzej, został zaatakowany przez młodych ludzi, a później spłonęło auto. Materiały z monitoringu oraz sprawę gróźb karalnych przekazano policji.

- Policjanci badają tę sprawę. Jest kilka wątków. Prowadzone są trzy postępowania. Zabezpieczono materiał dowodowy m.in. przesłuchano świadków. Postępowanie nadal trwa i w jego toku na razie nikt nie usłyszał zarzutów – mówi kom. Przemysław Słomski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

- Były groźby. Jeden z nich mówił, że mnie zatłucze. Wystraszyłem się. Powiedział, że córkę roz…., że własna matka jej nie pozna, a syn będzie w jednoosobowym pokoju, albo na OIOM-ie. Z tego, co córka opowiadała oni są zdolni do wszystkiego, a nie daj Boże jak są pod wpływem środków – mówi Mikrut.

Problemy Ani były dobrze znane pedagogom szkolnym. Po groźbach kierowanych w stronę rodziny, do szkoły przestał także chodzić młodszy brat dziewczynki. Szkoła, nie dostrzega jednak problemu w zapewnieniu dzieciom bezpieczeństwa, podobnie jak nie widzi swoich błędów w reagowaniu na problemy Ani.

- Na terenie szkoły problemy z Anią i jej bratem były na bieżąco rozwiązywane. My nie jesteśmy w stanie wpłynąć na zachowanie dziecka w godzinach popołudniowych. Spotykamy się z dziećmi na rozmowach. Dziecko rozumie, przytakuje i jest dobrze. Ale dziecko wychodzi, spotyka się z gronem znajomych i zachowuje się inaczej – mówi Izabela Grzegorkowska, dyrektor szkoły podstawowej nr 36 w Bydgoszczy.

Mimo, że Ania jest pod okiem lekarzy, rodzice czują nadal strach i bezsilność. - Po południu w ogóle już nie wychodzę z domu – przyznaje Beata Opalińska. - Zadziałali tak, jak chcieli, wystraszyli nas. Najgorszemu wrogowi nie życzę, żeby przez to przeszedł – dodaje Andrzej Mikrut.

Ania wciąż pozostaje pod obserwacją lekarzy. Rodzina przeprowadziła się w inne miejsce. Policja wciąż bada materiały z monitoringu i poszukuje sprawców zdarzenia. - Musieliśmy się wyprowadzić. Nie było innego wyjścia. Robimy to również ze względu na córkę, musimy odciąć ją od tego środowiska. Takie jest zalecenie terapeuty, lekarzy. Ona ma dopiero 13 lat – mówi Opalińska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Uwaga! TVN w Bydgoszczy. Ojciec Ani postawił się dilerom. Teraz rodzina ma kłopoty - Express Bydgoski

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto