Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dyrektor szpitala we Włocławku: - Medycyna odrobiła lekcję koronawirusa. Najważniejszy jest zespół

Roman Laudański
Roman Laudański
Przez pierwsze dwa – trzy dni wymienialiśmy się informacjami o problemach, które – jak przewidywaliśmy – mogliśmy napotkać. A kiedy pojawili się pierwsi pacjenci z Ukrainy, byliśmy już trochę spokojniejsi, że na pewno sobie poradzimy - opowiada Karolina Welka, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. ks. Popiełuszki we Włocławku.
Przez pierwsze dwa – trzy dni wymienialiśmy się informacjami o problemach, które – jak przewidywaliśmy – mogliśmy napotkać. A kiedy pojawili się pierwsi pacjenci z Ukrainy, byliśmy już trochę spokojniejsi, że na pewno sobie poradzimy - opowiada Karolina Welka, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. ks. Popiełuszki we Włocławku. Łukasz Kaczanowski
Rozmowa z Karoliną Welką, dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. ks. Popiełuszki we Włocławku.

- Jak reaguje dyrektor dużego szpitala, kiedy widzi relacje z wojny toczącej się w Ukrainie? Pytam o zawodowe odruchy, bo zwykłe, ludzkie mamy takie same.
- Pierwsza myśl była taka: w jaki sposób pomóc osobom mogącym trafić do naszego systemu, do naszego szpitala, do podstawowej opieki nocnej i świątecznej? W jaki sposób poinformować potrzebujących pomocy lub ich opiekunów? Jak mogą się z nami skomunikować? Na Facebooku umieściliśmy informację w języku polskim, ukraińskim i angielskim o naszym systemie ochrony zdrowia, bo przecież w każdym kraju wygląda on inaczej. Chodziło o wiedzę do kogo i z czym można się zgłosić. Monitorowaliśmy również wszystkie informacje dotyczące napływu oraz potrzeb zdrowotnych uchodźców. Na bieżąco trafiały one do oddziałów szpitalnych, ponieważ pracując zawodowo nie każdy ma czas, by obserwować na bieżąco komunikaty rządowe, ministerialne, izb lekarskich, pielęgniarskich, stowarzyszeń itp. Także intensywnie komunikowaliśmy się między osobami z systemu ochrony zdrowia. Przez pierwsze dwa – trzy dni wymienialiśmy się informacjami o problemach, które – jak przewidywaliśmy – mogliśmy napotkać. A kiedy pojawili się pierwsi pacjenci z Ukrainy, byliśmy już trochę spokojniejsi, że na pewno sobie poradzimy.

- Prawie dwa miliony Ukraińców przyjechało do Polski. Czy nasz system opieki zdrowotnej, na który już wcześniej narzekaliśmy, poradzi sobie z nowymi pacjentami?
- Na tę chwilę sobie radzimy. Kończymy hospitalizacje covidowe, są miejsca w szpitalach. Goście z Ukrainy nie różnią się od naszych pacjentów. Bardzo dobrym posunięciem była opinia Rzecznika Praw Pacjenta, że każdy pacjent ma takie same prawa. Pacjentów z Ukrainy mamy obsługiwać w ten sam sposób jak polskich czy innych narodowości. To uspokoiło nastroje, ułożyło nam pracę. Jednocześnie bardzo ważna była komunikacja pomiędzy dyrektorami wszystkich placówek. Na naszym terenie bardzo szybko poukładaliśmy sobie opiekę nad naszymi gośćmi z Ukrainy. Pomimo tego, że nie było jeszcze specustawy, nie pojawił się chaos. Współpracę z dyrektorami innych placówek wypracowaliśmy sobie w czasie pandemii Covid-19. Przepływ informacji musiał być wtedy bardzo szybki i jeśli ktoś napotkał jakiś problem, dzielił się nim na bieżąco.

- Inaczej było dwa lata temu, kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia o koronawirusie z Wuhan. Później były pierwsze przypadki w Europie, a także w Polsce. Byliśmy jak dzieci we mgle.
- Nie da się ukryć, że wtedy wszystkim brakowało wiedzy. Sytuacja była kompletnie nowa. Proszę wybaczyć, ale media podsycały panikę, zabobonny strach. Dziś, z perspektywy dwóch lat możemy o tym mówić. Obserwowaliśmy irracjonalne zachowania: ludzie od siebie uciekali. Dziś znamy wspólnego wroga – SARS-CoV-2. Dwa lata temu obawialiśmy się go wszyscy. Ludzie bali się zakażonych, choć na początku mieliśmy do czynienia z pojedynczymi przypadkami. Fala dopiero narastała. W listopadzie już tej paniki nie było.

- Początkowo brakowało odzieży ochronnej dla medyków. Wszyscy pamiętamy pospolite ruszenie szyjące nieosiągalne na rynku maseczki.
- Wszyscy wspieraliśmy się nawzajem. Przy okazji – proszę zobaczyć, jak działa nasze społeczeństwo. W ciężkich czasach możemy na siebie liczyć. To bardzo dobra cecha Polaków. Społeczeństwo ruszyło na pomoc medykom, którzy zajmowali się pacjentami. Wszyscy mieliśmy problemy z dostawami odpowiednich środków ochrony osobistej, wróg był wspólny.

- A trzeba było, pomimo braków, zajmować się chorymi.
- Może media tego nie widziały, ale w naszym województwie bardzo szybko wojewoda rozpoczął cotygodniowe konwersacji, a w szczególnie gorącym czasie wręcz co drugi dzień spotkania online ze wszystkimi podmiotami leczniczymi w naszym regionie. Brali w tym udział konsultanci wojewódzcy w danych dziedzinach. Inspektor sanitarny oraz inne osoby zajmujące się sprawami epidemiologicznymi. To była nasza ogromna grupa wsparcia i wymiany informacji. To bardzo cenne, że otrzymywaliśmy merytoryczne wsparcie od konsultanta wojewódzkiego ds. chorób zakaźnych prof. Paweł Rajewski, w którego wpatrywaliśmy się jak w obrazek; pomagali Wojciech Koper, inspektor sanitarny, wojewoda.

- Jak duży jest wasz szpital?
- Mamy 535 łóżek dla pacjentów, a personelu 1340 osób.

- Kombinat, fabryka zdrowia. I nagle dostaje pani zadanie stworzenia oddziału covidowego. Jak? Co?
- Zebraliśmy zespół zarządzania kryzysowego składający się z kompetentnych ludzi. Czasem pomysły brały się z burzy mózgów. Czasem komunikowaliśmy się nawet nocami, kiedy trzeba było coś szybko naprawić. Trzeba mieć dobry zespół, potrafiący szybko podejmować decyzje. Przewidywaliśmy sytuacje, konieczność izolacji. Wspierali nas anestezjolodzy podpowiadający, jak tworzyć obszary izolacyjne, żeby między szpitalnym oddziałem ratunkowym a oddziałami był bufor. Nie wiedzieliśmy, jak leczyć, ale wiedzieliśmy, że trzeba izolować. Szpital prowadzą zespoły, a nie sam dyrektor.

- W tamtych czasach, w niektórych placówkach zdarzały się trudne sytuacje decydowania, kogo podłączyć pod respirator, a kogo nie. Bywało, że nie było, gdzie kłaść pacjentów i trzeba było odmawiać?
- Nie mieliśmy sytuacji, w której należało podejmować takie decyzję. W naszym województwie bardzo szybko uruchomione zostały pieniądze na zakup sprzętu medycznego. W doposażeniu szpitala wsparł nas także włocławski “Anwil”, także wydział bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego od wojewody, wydział zdrowia, ściągane były rezerwy krajowe. Wszyscy działali ramię w ramię całą dobę przez siedem dni w tygodniu.

- Proszę przypomnieć najtrudniejsze momenty w ciągu dwóch lat pandemii?
- Pierwszy to ogromna panika, kiedy pojawił się u nas pierwszy podejrzany pacjent. Ludzie pozamykali się w oddziałach. To był ciężki moment. Personel medyczny musiał przełamać barierę strachu. Ludzie bali się zakażenia, przeniesienia koronawirusa na własne rodziny, a trzeba było ratować zdrowie pacjenta! Trwało to przez chwilę. Drugi przykład, to bardzo trudny przełom lat 2020 na 2021, ponieważ pojawiło się wtedy bardzo dużo pacjentów z problemami oddechowymi. Ostatnia fala, to już nie było to samo. A wtedy zapełniony był szpital trzeciego stopnia w Grudziądzu. Zaczynało brakować łóżek. Nie wiedzieliśmy, co robić. Pacjenci z Covid-19 zajmowali kolejne szpitalne oddziały. To był krytyczny moment. Zastanawialiśmy się, czy nie dojdziemy do ściany, ale – na szczęście – udało się. Dużym wysiłkiem kadry medycznej oraz zespołu kryzysowego udało się ogarnąć sytuację. Dziś potrafimy rozwiązywać problemy przez telefon.

- Podczas tych dwóch lat przerażała liczba zgonów. Jak reagowali na to medycy?
- Po traumatycznych przeżyciach związanych z przypadkiem pierwszego pacjenta, który – jak się później okazało – nie był covidowy, uruchomiliśmy szpitalnych psychologów. Wszyscy mają możliwość wsparcia psychologicznego. Można dzwonić, porozmawiać. Psycholog komunikował się również z pracownikami oddziałów covidowych. Śmierć pacjenta to bardzo trudna sytuacja. Dziś uodporniliśmy się na pewne rzeczy, ale nie da się ukryć, że fala z przełomu 2020 na 2021 nawet dla medyków z oddziałów wewnętrznych, z intensywnej terapii, gdzie zawsze było więcej zgonów, była trudna. Umierało dużo młodych ludzi. Jeśli chodzi o starsze osoby, to każdy z nas wie, że w którymś momencie odchodzą, ale największą traumą była liczba młodych ludzi, którzy nie wychodzili z zakażenia i odchodzili. Trudno było sobie z tym poradzić. Kolejne fale koronawirusa miały różną charakterystykę. Nie wychodziliśmy poza średnią krajową. Zawsze mieliśmy oddziały specjalistyczne, leczyliśmy pacjentów. Specjaliści z anestezjologii i intensywnej terapii opiekowali się najtrudniejszymi pacjentami, ale nie da się ukryć, że z tych dwóch lat zostanie w nas wiele.

- Pandemia czegoś nas nauczyła?
- Kiedy masz w szpitalu dobry zespół, to nie ma rzeczy niemożliwych. Z pewnością trzeba przemyśleć, jak projektować i budować szpitale. Niestety, przepisy nie nakazują już, by w każdym oddziale były izolatki. Pandemia pokazała, że to był błąd. W szpitalach nadal znajdują się sale 6-7-osobowe. No i nigdy nie mów nigdy. Zawsze może wydarzyć się sytuacja, której nie przewidzimy, ale najważniejszy jest zespół. Medycyna odrobiła lekcję koronawirusa. Społeczeństwo chyba też. Nasi zarządzający również...

- ...nie chcę wypominać afer z respiratorami, maseczkami, przyłbicami.
- Rozumiem, to irytowało. Tylko podejmowano wtedy decyzje bez znajomości wspólnego wroga – koronawirusa. Nie twierdzę, że wszystko było w idealnym porządku, ale nich każdy uderzy się w pierś i powie, że wszystko w życiu robi idealnie. Nie byliśmy sami. To są sprawy ponad politycznymi podziałami. W tamtym czasie wszyscy mieliśmy jednego wroga.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dyrektor szpitala we Włocławku: - Medycyna odrobiła lekcję koronawirusa. Najważniejszy jest zespół - Gazeta Pomorska

Wróć na wloclawek.naszemiasto.pl Nasze Miasto