Pani Justyna od sześciu lat mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii. Czas pandemii koronawirusa postanowiła spędzić w rodzinnym mieście, dlatego skorzystała z rządowej akcji „Lot do domu”.
- Wybrałam możliwość powrotu do domu, ponieważ moja córka obecnie jest u moich rodziców, została w odwiedzinach – tłumaczy pani Justyna. - Gdy dowiedziałam się, że mój lot z 19 marca został odwołany, starałam się o zarezerwowanie jakiegokolwiek biletu, by być przy córce. Skorzystałam więc w sobotę 21 marca z „Lotu do domu”.
Za bilet włocławianka zapłaciła 700 zł. - W sytuacji, w które się znajdowałam, nie patrzyłam na cenę, nie analizowałam tego, czy to drogo czy tanio – dodaje włocławianka. - Chciałam być blisko rodziny i mojej córeczki.
Na lotnisku w Londynie, przed wejście na pokład, tak jak innym pasażerom, zmierzono kobiecie temperaturę. Po wylądowaniu na Okęciu włocławianka czekała sześć godzin na autobus do Torunia.
- Trochę powinni to inaczej zorganizować, na lotnisku wiele osób nie wiedziało co zrobić, jak dostać się do swoich miast – tłumaczy pani Justyna.
W autobusie jechało z nią w sumie 12-15 osób. Na szczęście nikt nie kichał i nie kaszlał, podobnie zresztą jak w samolocie. Zadbano o to, by w autobusie była zachowana odpowiednia odległość między pasażerami. Z Torunia do Włocławka kobieta musiała dostać się taksówką. W środku nocy nie miała innego połączenia.
- Uprzedziłam taksówkarza o tym, że jadę prosto z lotniska, ale nie miał z tym problemu – wyjaśnia pani Justyna. - Zorganizowano akcję „Lot do domu”, ale nie zadbano o transport w różne rejony Polski. Skoro jestem w kwarantannie, to nie chcę być dla nikogo zagrożeniem. Nie mam co prawda żadnych objawów, czuję się dobrze, ale w tym wszystkim zapomniano o szczegółach.
Od nocy z soboty na niedzielę kobieta przebywa przy ul. Żytniej, w miejscu zbiorowej kwarantanny. - Budynek podzielony jest na sektory – opowiada kobieta. - Ze mną jest sześciu mężczyzn. Warunki nie są złe. Przeszkadzał mi jednak brak klucza w pokoju i w toalecie, ale już dzwoniono do mnie, że ktoś się tym zajmie. Przepraszano, że taka sytuacja zaistniała, ale mieli krótki okres na ogarnięcie budynku.
Jakie różnice dostrzega pani Justyna w podejściu do pandemii w Polsce i w Wielkiej Brytanii?
- Na razie nie mogę dużo powiedzieć, jestem zamknięta w budynku – dodaje kobieta. - Sądzę jednak, że Polska bardziej się przygotowała do tego wszystkiego. Wcześniej niż Wielka Brytania zamknięto granice, szkoły teatry.
Jak kobiecie mija czas w kwarantannie?
- Siostra i brat przywieźli mi książki, zostawili przed budynkiem, zamierzam je przeczytać – mówi włocławianka. - Znajomi się bardzo o mnie martwią, dzwonią, rozmawiamy przez WhatsAppa. Tęsknię za córeczką. Ma dopiero cztery latka. Jest w tym wszystkim cudowna. Nie możemy się doczekać, kiedy się spotkamy. Córcia mówi mi, by uważana na siebie, bo jest wirus, abym nosiła maseczki i często myła ręce.
Dodajmy, że w niedzielę w budynku zbiorowej kwarantanny przy ul. Żytniej było w sumie dwanaście osób.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?