Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Przemysławem Zamojskim nowym koszykarzem Anwilu Włocławek [zdjęcia]

Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
Zobaczcie, jak na zdjęciach Mariusza Kapały zmieniał się Przemysław Zamojski.
Zobaczcie, jak na zdjęciach Mariusza Kapały zmieniał się Przemysław Zamojski. Mariusz Kapała
Nikt się nie spodziewał, że taki moment kiedykolwiek nastąpi. Przemysław Zamojski po siedmiu latach opuścił Zieloną Górę i przeniósł się do Włocławka. Najbardziej utytułowany koszykarz w historii naszej ligi mówi m.in. o powodach swojej decyzji, trudnych negocjacjach i zdradził, dlaczego postawił na Anwil Włocławek. "Zamoj" w emocjonalnych słowach wspomina siedem lat gry w Stelmecie. Saso Filipovski czy Zan Tabak? Najlepsza piątka koszykarzy, z którymi grał? Wyjątkowe mistrzostwo?

Po tych wszystkich latach spędzonych w Zielonej Górze, wyobrażał sobie pan zakończenie kariery w innym klubie?
- Na pewno nie zakładałem takiego scenariusza, ale jak widać, życie lubi zaskakiwać. Zmieniłem klub i przede mną nowe rozdanie, nowa karta, z czego też bardzo się cieszę i czuję dużą ekscytację.

Za jakiś czas dziwnie będzie wejść do innej szatni w hali CRS?
- Będzie to dla mnie trochę niecodzienna sytuacja, ponieważ przez ostatnich siedem lat zakładałem koszulkę Zastalu. Przyzwyczaiłem się do tego, ale czekam już na nowe wyzwania i jestem bardzo podekscytowany.

Jakie uczucie pojawiło się u pana w momencie opuszczania Zielonej Góry? Smutek, żal, a może coś zupełnie innego?
- Smutek i przywiązanie. Zakochałem się w tym mieście. Kibice, wszyscy ludzie, którzy nas wspierali, a także cała organizacja, mocno utkwili mi w pamięci i sercu. Na pewno czuję duży smutek, jednak coś się kończy, a coś zaczyna. To już jest za mną. Minęło kilka dni i już się oswoiłem z sytuacją.

Wydawało się, że umowa na kolejny sezon zostanie szybko podpisana. Dlaczego negocjacje aż tak się przeciągały?
- Mieliśmy już w poprzednim sezonie pewne ustalenia i dogadany kontrakt na dwa lata. Później warunki się zmieniły, gdy nadeszła pandemia koronawirusa. Nasze ustalenia zeszły na bok. Chcieliśmy wypracować nowe porozumienie. Niestety się nie udało. Myślę, że sytuacja z 3x3 nie była do końca pewna. Nie znaliśmy terminów turniejów. Dopiero na końcu negocjacji zostało ogłoszone, że turniej odbędzie się 26 maja. Wszyscy myśleli, że będzie to marzec lub kwiecień. Wyszło, jak wyszło.

Początkowo mówiono, że występy w kadrze 3x3 są główną przeszkodą przy negocjowaniu kontraktu.
- Zgadza się, ale gdy zobaczyłem oficjalną informację na stronie FIBY, to zauważyłem, że ten termin nie kolidował z naszymi rozgrywkami. Przekazałem to całej organizacji i trenerowi. Czasami tak w życiu bywa, że trzeba podać sobie rękę i pójść w drugą stronę.

Turniej turniejem, ale czy nie chodziło tu o udział we wcześniejszym zgrupowaniu kadry?
- Z tego, co rozmawiałem z trenerem kadry Piotrem Renkielem, zgrupowanie zacznie się na początku maja, czyli w terminie najważniejszego momentu w PLK. Jestem po słowie z trenerem, on rozumie sytuację i wie, że to najważniejszy czas w sezonie. Na pewno będzie czekał, żeby sprawdzić mnie w późniejszym terminie, dopiero tuż przed turniejem kwalifikacyjnym.

Trener Tabak jasno dał do zrozumienia, że nie widzi pana w zespole?
- Darzę bardzo dużym szacunkiem trenera Zana Tabaka. W trakcie naszej rozmowy trener nie był w stanie jasno określić mojej roli w zespole. Nie wiedział, w jaki sposób byłbym przydatny drużynie. To był dla mnie jasny sygnał, żeby szukać zastępczej opcji i spróbować swoich sił w innym miejscu.

Czego związanego z Zieloną Górą będzie panu najbardziej brakowało?
- Myślę, że przede wszystkim ludzi, bo byli otwarci, fajni, kontaktowi. Szybko złapaliśmy wspólne porozumienie i fajną relację.

Pana ulubione miejsce w mieście?
- Ulica Strumykowa! Dom i całe osiedle!

Co po tych latach zostanie najmocniej w pana pamięci?
- Wydaje mi się, że wszystkie mistrzostwa Polski, które zdobywaliśmy. To były wielkie i wspaniałe emocje. Do tego kilka spektakularnych występów, gdzie odrabialiśmy duże straty do rywali. Też występy w Eurolidze i Eurocupie. Mieliśmy praktycznie cały przekrój europejskich pucharów. Każdy z sezonów był inny i wyjątkowy.

Które mistrzostwo najlepiej smakowało?
- Chyba to zdobyte w Zielonej Górze przeciwko Polskiemu Cukrowi Toruń. W tamtym spotkaniu jeszcze pod koniec trzeciej kwarty mieliśmy kilkanaście punktów straty. W czwartej kwarcie wrzuciliśmy wyższy bieg i zaczęliśmy odrabiać straty. To był fajny moment, który na długo utkwił mi w pamięci.

Pamiętny mecz?
- Takich było kilka. Zwycięstwo z Panathinaikosem w Eurolidze zapamiętam na długo.

Najgorsze sportowe chwile? Przegrany półfinał z Anwilem?
- Oj tak... To naprawdę zabolało. Na długo pozostawiło skazę w pamięci i głowie...

Najlepsza piątka zawodników, z którymi grał pan w Stelmecie?
- O Jezu (śmiech). Trudne pytanie, bo przez siedem lat przewinęło się wielu dobrych zawodników. Na pewno Łukasz Koszarek, Mateusz Ponitka, Dee Bost, Vladimir Dragicević i Adam Hrycaniuk.

Andrej Urlep, Saso Filipovski, czy Zan Tabak?
- Na pierwszym miejscu postawiłbym Saso Filipovskiego. Mieliśmy wtedy mega fajnie zbudowany skład. Rozwalaliśmy wszystkich w lidze. Dawaliśmy radę w europejskich pucharach. To był fajny sezon i najbardziej zapadł mi w pamięci. Jednak każdy z trenerów dodał swoje i miał swój unikatowy warsztat pracy. Na pewno też Artur Gronek fajnie się rozwinął jako szkoleniowiec na przestrzeni ostatnich lat. Ostatni sezon i trener Tabak również pokazał, jak można fajnie zbudować drużynę bez większych gwiazd, ale zrobić to tak, żeby zespół się rozumiał i osiągał dobre wyniki.

Najbardziej utytułowany koszykarz w historii ekstraklasy jest głodny kolejnych wyzwań?
- Jak najbardziej. To dla mnie nowa motywacja i wyzwanie. Czekam z niecierpliwością na nadchodzący sezon i pierwsze spotkanie otwierające nowe rozgrywki.

Będzie nim mecz ze Stelmetem w Superpucharze...
- Tak się akurat złożyło. Czekam z utęsknieniem na ten mecz.

Miał pan też oferty z innych klubów? Mówiono o m.in. BM Slam Stali Ostrów Wlkp.
- Były prowadzone rozmowy z kilkoma klubami. Niektóre bardziej konkretne, inne mniej. Od samego początku Anwil Włocławek był wysoko na tej liście i szybko rozpoczął negocjacje. Widziałem, że bardzo im zależy na pozyskaniu mojej osoby. Finalnie tak się zakończyło, że wylądowałem we Włocławku.

Anwil skusił przede wszystkim grą o najwyższe cele?
- Jasne, że tak. To renomowana firma, która zawsze gra o najwyższe lokaty w polskiej lidze. Jest atmosfera, kibice i super miejsce do grania. U nich koszykówka też jest religią, podobnie jak w Zielonej Górze. Nic innego, tylko trenować, czekać na nadchodzący sezon i wygrywać.

Co po tych wszystkich latach chciałby pan przekazać kibicom Stelmetu?
- Pożegnałem się już za pomocą mediów społecznościowych, ale chciałbym jeszcze dodać, że bardzo dziękuję za te siedem lat. To była czysta przyjemność i masa fajnych relacji, które na pewno przetrwają bardzo długo. Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystkie wspólne sezony!

Trwa głosowanie...

Czy Dejan Mihevc odniesie sukces z Anwilem?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wloclawek.naszemiasto.pl Nasze Miasto