Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z włocławianinem Piotrem Witwickim autorem książki "Znikająca Polska". O Włocławku upadłym i pełnym nadziei -

Redakcja
Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie.
Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie. Ksenia Szarek
O Włocławku upadłym i pełnym nadziei rozmawiamy z Piotrem Witwickim, dziennikarzem, redaktorem naczelnym portalu Interia, autorem książki "Znikająca Polska"

Ulżyło ci po napisaniu tej książki?
W pewnym sensie tak. Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie. W pewnym sensie zawdzięczam tę książkę pandemii. Bo pracuję paręnaście godzin dziennie, robiąc zupełnie inne rzeczy. Pewnie do dziś bym nie skończył pisać, gdyby nie to, że trafiłem dwa razy na kwarantannę w ubiegłym roku.

Rzeczownikowi „mieszkaniec” albo „obywatel” często towarzyszy przymiotnik „dumny”. Jesteś dumnym włocławianinem?
Dumnym i rozżalonym. O te wszystkie niewykorzystane szanse i zmarnowany potencjał. Włocławek to najbliższe mi miejsce na świecie jestem wkurzony, że tak dziś wygląda.

Mieszkałeś w Toruniu, Warszawie, teraz w Krakowie. Gdy opowiadasz miejscowym o Włocławku, z jakimi reakcjami się spotykasz?
Raczej o to nie pytają, bo wszyscy wiedzą skąd pochodzę [śmiech]. Wszędzie zresztą mam ten Włocławek, chodzę nawet w bluzie z Anwilu, więc jestem włocławianinem zdeklarowanym. Znajomi wiedzieli o książce – że jeżdżę, sprawdzam, interesuję się różnymi sprawami związanymi z Włocławkiem. Ale nie znają szczegółów, pewnie niektórym kojarzy się bezrobociem, fajansem, drużyną koszykówki. Dlatego postanowiłem opowiedzieć im te historię.

Wnikliwie opisałeś proces transformacji z początku lat 90. A przecież, gdy to się zaczęło byłeś 7-letnim szczawiem.
Gdy jesteś dzieckiem, wszystkie problemy, które cię otaczają - olbrzymie bezrobocie, upadające zakłady, kolejne nieudane próby ratowania miasta są sytuacją naturalną, normą. Dopiero po latach zdałem sobie sprawę z tego w czym uczestniczyłem, że obserwowałem sytuację nadzwyczajną, bo zmiana systemu z komunizmu na kapitalizm była wydarzeniem historycznym. Ale wówczas zauważyłem też, że wszyscy dyskutują o transformacji z punktu widzenia
Warszawy. Czasami ktoś coś napisze o PGR-ach. Ale nikt nie pochyla się nad transformacją widzianą z perspektywy miast średniej wielkości. W wielkim mieście, gdy upadnie fabryka, pozostaje Uniwersytet, pozostają inne fabryki, inne zakłady. Tymczasem, gdy Włocławku na początku lat 90. padło kilka fabryk z rzędu, było pozamiatane. Gdy kończyłem podstawówkę i zdawałem do liceum, bezrobocie w powiecie włocławskim dochodziło do 30 procent. Chciałem oddać w książce ten moment, kiedy wszyscy myśleli, że już zawsze będzie źle albo jeszcze będzie gorzej, że wszystko będzie upadać, że bezrobocie będzie tylko rosnąć, że nie ma znikąd nadziei. Do tego kompromitacje kolejnych rządów, skomasowane złe emocje.

Nie tylko złe.
Jasne, ale zależało mi na tym, aby po tamtych czasach nie pozostała wyłącznie historia odliczana odsłonięciami pomników czy wystawami w muzeum. Bo to nie jest najważniejszy aspekt historii tamtego czasu Lata 90. dla Włocławka to upadek fabryk, ale też rozkwit drobnej przedsiębiorczości. Możemy się na to zżymać, ale otwarcie McDonalda we Włocławku było symbolicznym wydarzeniem. Chciałem spojrzeć na to z tej perspektywy.

Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie.
Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie.

W którym momencie dostrzegłeś, że ten włocławski scenariusz nie jest normą, że jest też inna normalność?
Przez parę lat pomieszkałem w Toruniu. Później obserwowałem dynamiczny rozwój Warszawy i Krakowa, w którym teraz mieszkam. Wracałem do Włocławka, który tkwił w miejscu. Patrzyłem, jak znikają moi koledzy - wielu fajnych ludzi uciekło za granicę. Spotykałem ich podczas świątecznych urlopów, mocno zakrapianych alkoholem To był przeraźliwie smutny widok. Ale najbardziej poraziło mnie jedno wydarzenie. Ktoś ze znajomych powiedział, żebym sprawdził co się dzieje z kinem Bałtyk. Poszedłem zobaczyć jak wygląda kino, w którym obejrzałem pierwszy seans w życiu, do którego chodziłem na maratony filmowe, magiczne miejsce. Weszliśmy po ciemku do bramy i nagle stanęła mi przed oczami ta ruina. Trochę jakbyś w miejscu sklepów cynamonowych z opowiadań Brunona Schulza zobaczył obrzygany śmietnik.

Ta książka wali czytelnika po głowie na każdej stronie. Aż rodzi się pytanie, a gdzie jest nadzieja? I czy jest?
Zaczynałem pisać kilka lat temu. Wówczas traktowałem to raczej jako element ceremonii pogrzebowej miasta. Ale od tamtego czasu świat się nieco zmienił. Ludzie nie muszą już na przykład jeździć po całej Polsce w poszukiwaniu pracy. Mogą pracować zdalnie pozostać w swoim mieście, tam gdzie jest ich historia, tam gdzie pracują ich dziadkowie. Widzę reklamy i zachęty do inwestycji we Włocławku. Jest nadzieja, kibicuję, żeby się udało. Włocławek ma swoje atuty i jeśli tylko Polska rozwijałaby się w sposób trochę bardziej zrównoważony, mógłby je wykorzystać. Ale pamiętam, że wcześniej też miewał te szanse, które kolejne ekipy zarządzające miastem rozwalały w proch. Mimo wszystko, dziś patrzę na Włocławek optymistycznie.

Piętno upadku z lat 90., wypalone na Włocławku żelazem, ma szansę zarosnąć?
Ktoś napisał książkę o upadku miasta przemysłowego Detroit. Okazało się, że to „upadłe” miasto jednak zaczęło się odradzać. Bo pojawili się inwestorzy, bo okazało się, że – skoro upadłe - to może tam jest tanio.  Że  jest  atrakcyjna,  tania siła robocza. I paradoksalnie Detroit odbiło się od dna. Wierzę, że tak samo może być w Włocławkiem. I mówię to nawet nie w kategoriach optymizmu i pesymizmu, staram się realistycznie to oceniać. To nie jest tak, że wszystkie karty są rozdane. Tym bardziej, że kraj nadal dynamicznie się rozwija. Nie widzę problemu, żeby częścią tego rozwoju był Włocławek. Jest kilka miast w Polsce, które pokazały, że się da.

Tak wskazują cyfry, ale oprócz nich jest jeszcze mentalność, która jest tymi latami upadku skażona.
Nie wiem w jakiej perspektywie można to odwrócić. Wiem natomiast, że dotąd nie pojawił się we Włocławku ktoś, kto miałby taką siłę i realnie spróbował to zrobić. Bo na pewno nie był taką osobą były milicjant, ale również nie obecny prezydent, który być może sprawdziłby się ewentualnie jako wójt jakiejś gminy w okolicach Lubrańca. Takiej nie za dużej. Wierzę w siłę jednostki i widzę, że jej nie ma. Trzeba kogoś, kto tym miastem wstrząśnie, a nie będzie administrował masą upadłościową. Ale zwrot może spowodować tylko ktoś, kto kładzie swoje życie na szali, kto będzie gryzł trawę, żeby miasto wyszło z dołka. Kogoś takiego dotąd nie było we Włocławku. Wszyscy byli chyba pogodzeni, dlatego zawsze było podobnie. I te schematy ciągle się powielały. Ja też jestem elementem tego schematu - chciałem być dziennikarzem Włocławku, ale nie dało się, więc musiałem zacząć pracować w Toruniu. Taka jest moja historia i taka jest historia wielu ludzi.

Gdybyś zaprosił znajomych do Włocławka, co być im pokazał w mieście?
Przeważnie biorę znajomych do Rejsu nad Wisłą. To miejsce, w którym lubię spędzać czas. Spacer ulicą 3 Maja jest takim dość specyficznym przeżyciem, ale z odpowiednim narratorem ma sens. Niektóre kamienice są genialne. Historia tej książki zaczęła się zresztą od spaceru. Po operacji wzroku nie mogłem czytać ani oglądać telewizji. Chodziłem sobie po mieście. I za każdym razem, kończąc spacer dochodziłem do jakiejś ruiny. Kiedyś, docierając do tego, co zostało z Celulozy, stwierdziłem, że stoję w miejscu, o którym nie mam zielonego pojęcia. Owszem, wiem że to Celuloza i wiem że upadła. Ale nie mam zielonego pojęcia, dlaczego. A przecież jestem dziennikarzem, więc może powinienem wiedzieć? No i postanowiłem poskładać te puzzle dla samego siebie. W tej książce nie ma o mnie ani słowa, ale jest mocno osobista. Sięgałem do własnych wspomnień i próbowałem rozszerzyć ich kontekst. Przypomniałem sobie, że kiedyś jako dziecko wsiadłam do złego autobusu i wysiadłem przy fabryce Ursusa. Wówczas to była nowiutka fabryka. Doszło do mnie, że nowy zakład upadł, bo nikt nie miał na niego pomysłu.

Zmęczyłeś się Włocławkiem? Wrócisz jeszcze do tego tematu w przyszłości?
Jako temat, to jest zamknięta historia. Napisałem i wszystkim, co jest dla mnie ważne. Zamknięta. Będę wracał do Włocławka, ale jeśli będę chciał opowiedzieć jeszcze jakąś historię, to wybiorę zupełnie inny temat. Niech inni piszą swoje książki o Włocławku. Ja będę czytał i kibicował.

Nie obawiasz się wizyty we Włocławku po premierze książki?
Nie sądzę, aby tak masowo była czytana. Jest dość brutalna więc na bank ktoś się obrazi. Rafał Woś powiedział, że opisałem to miasto z czułością. I chyba rzeczywiście tak jest. Ale to jest czułość dojrzałego faceta, który parę razy dostał „strzał w ryj” od tego miasta.

Zobacz wideo: Bezpieczeństwo nad wodą. To musisz wiedzieć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wloclawek.naszemiasto.pl Nasze Miasto