Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jakub Napiórkowski chce zakwalifikować się na mistrzostwa świata w triathlonie na Hawajach

Andrzej Galczak
Andrzej Galczak
Jego przygoda ze sportem zaczęła się podobnie, jak u wielu chłopaków w podstawówce, czyli od kopania piłki i biegania.

- Po szkole średniej przeprowadziłem się do Warszawy, gdzie przygotowywałem się do zdobycia uprawnień trenerskich - mówi Jakub Napiórkowski, trener personalny. - Chciałem mieć kontakt ze sportem, bo po kontuzji kręgosłupa lekarz powiedział mi, że już nigdy nie będę mógł uprawiać sportu. Nie chciałem się z tym pogodzić. Przeszedłem operację, miałem szczęście, udała się. Żeby zarobić na naukę pracowałem w sklepie z obuwiem sportowym. Któregoś dnia przyszedł klient poszukujący butów biegowych na ciężki, górzysty teren. Wtedy pierwszy raz dowiedziałem się, że są biegi na sto kilometrów.

To był impuls, który spowodował, że chciał udowodnić sobie, że jest w stanie stawiać sobie trudne cele. Bieg Siedmiu Dolin miał być zorganizowany za niespełna rok. Postanowił w nim wystartować.

Triathlon bez umiejętności pływania
Miał wtedy 20 lat, ale żadnego doświadczenia w zawodach na długich dystansach. Udało się, odniósł pierwszy znaczący sukces. Przebiegł polski ultra-maraton w Beskidzie Śląskim w czasie 16 godzin i 24 minut.
- To był ciężki bieg, nigdy wcześniej nie czułem takiego bólu - dodaje trener. - Jednak dałem radę, przebiegłem.
Kolejnym etapem w sportowej karierze biegacza był triathlon Ironman, czyli 3,8 km pływania, 180 km na rowerze i 42 km biegu. Był jednak problem. Nie umiał pływać. Ale był przekonany, że jako czynny sportowiec szybko doścignie również dobrych pływaków.

- Nie było łatwo - podkreśla Kuba. - Przeszkodą okazały się uprawiane wcześniej sporty siłowe. Duża masa mięśniowa wręcz przeszkadza w sportach wytrzymałościowych. Po pierwszych kilkudziesięciu metrach w wodzie myślałem, że dostanę zawału, ale kilka miesięcy później już dobrze pływałem. W tym czasie przebiegłem też trzy maratony. Później przyszedł czas na triathlony, każdy na dystansie pięćdziesięciu sześciu kilometrów.
Śmiech, płacz i odcinanie energii

Jakie ma kolejne cele i marzenia? Poprawiać osiągnięte wyniki w traithlonie. W tej dyscyplinie najlepiej się czuje.

- Moim największym wyzwaniem jest zakwalifikowanie się do mistrzostw świata w triathlonie na Hawajach - wyznaje Jakub Napiórkowski.

To przyszłość. Natomiast w tym roku czeka go 226 km w poznańskim Aironmenie i starty w trzech półaironmenach. Do tego będzie wiele startów na nieco krótszych dystansach.

- Wybieram się też na szlak Orlich Gniazd, najpiękniejszy w Polsce. Jest to trasa prowadząca z Krakowa do Częstochowy. Liczy 170 km. To będzie wypad ze znajomymi, nie zawody.

O czym myśli w czasie wielogodzinnych biegów? - O wszystkim - odpowiada. - Po dwa razy.

A co z emocjami? - Podczas pierwszego ultramaratonu wahały się od śmiechu po płacz. Także podczas maratonów przychodzi moment, że organizm nie chce dalej walczyć, odcina energię. Nachodzą wątpliwości i pytania, po cholerę to robię? Mógłbym siedzieć na kanapie i tylko czasem poszedłbym na trening. Wtedy uciekam od tego co mi przeszkadza, a koncentruję się na tym, co będzie dalej, a więc meta, myślę o przyjemnych rzeczach, przypominam sobie fajną piosenkę. Czasem jednak dobiega się do mety na endorfinach. Ale zaraz po finiszu sprawdzam czas i myślę, jak go poprawić. Znowu się nakręcam. Chcę przeżywać kolejne sportowe przygody.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wloclawek.naszemiasto.pl Nasze Miasto